Od paru miesięcy autorka żyje sama z dziećmi. Nauczyła się już: wstawać o 5:45, żeby zawozić dzieci do szkoły, kosić trawnik, rozpalać w kominku i wierzyć, że będzie lepiej.
Wczoraj sąsiedzi, którzy dzielnie wspierają autorkę zażartowali: jak już wszystko będziesz umiała, każdy się chłop wystraszy. Autorka na to myślach: i tak już się boją, zawsze się w sumie bali. Bo taka wygadana mądrala, radzi sobie ze wszystkim, pewna siebie i do przodu. Ojciec dzieci autorki też nie dał rady. Za szybko myślała, czegoś oczekiwała i marzyła.
Autorka tak sobie myśli i myśli i nie pamięta, żeby była kiedyś wiotką/malutką, co to tylko pachnie na kanapie i czeka aż jej pieczone gołąbki zlecą do malinowych usteczek. Ech…
Okazuje się, że nie ma co zbierać, więc trzeba się formalnie rozejść. Brzydko brzmiące słowo na r. wkracza w słownik autorki. Ona – powodowana gniewem i bezsensem – niespodziewanie siada rano pośrodku pustego pokoju, patrzy wszędzie i nigdzie a z gardła wydobywa się krzyk. Ukrywany przez miesiące w tchawicy mocny dźwięk drga, rozrywa ściany i przenika okna. Autorka w pewnym momencie zauważa za nim sąsiada wracającego ze spaceru z psem. Pies niespokojny, próbuje wywęszyć to dziwne zwierze, sąsiad udaje, że nie patrzy na mury domu autorki. Autorka milknie.
niedziela, 1 listopada 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mocno i szczerze. Nie znam szczegółów, ale wyrazy współczucia. Pozostaje wierzyć, że to na pewno na lepsze i lepiej dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńmocna baba. chce być wiotka. no i jest, bo skąd tyle uroczej bezsilności i słodkiej kokieterii? niezbywalna kobiecość. krzepiące.
OdpowiedzUsuńZaczalem cos pisac ale wysle Ci mailem, bo wyszlo zbyt osobiste. Trzymaj sie!
OdpowiedzUsuń